Informacje

  • Wszystkie kilometry: 98182.27 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.91%)
  • Czas na rowerze: 202d 01h 19m
  • Prędkość średnia: 20.19 km/h
  • Suma w górę: 848350 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:1197.14 km (w terenie 118.00 km; 9.86%)
Czas w ruchu:51:05
Średnia prędkość:23.44 km/h
Suma podjazdów:8925 m
Maks. tętno maksymalne:175 (96 %)
Maks. tętno średnie:155 (85 %)
Suma kalorii:28879 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:66.51 km i 2h 50m
Więcej statystyk
Niedziela, 12 czerwca 2011

Ogrodzieniec.

Wypad do Ogrodzieńca. Planowałem sam jechać, ale wieczorem tak z głupia frant dałem info na forum, że jadę spod smoka no i udało się zwerbować towarzystwo. Tak więc w trójką, ja, Marcin i Jacekdd pomknęliśmy do Ogrodzieńca. Najpierw Zielonki, kawałem dalej odbiliśmy w prawo i bocznymi drogami jechaliśmy aż pod sam Wolbrom. Odcinek z Wolbromia przez Pilicę mocno pofałdowany, a co gorsze strasznie wiało i jechało się bardzo ciężko.

W Ogrodzieńcu wrzucamy na ruszt pizzę i niemrawo zabieramy się w drogę powrotną. Jedziemy teraz na południe i teoretycznie mamy wiatr w plecy. No różnie z tym bywało, ale faktycznie leci się sporo szybciej. Przed Kluczami solidny podjazd i za nim równie długi zjazd. Za Kluczami odbijamy w lewo i zamierzamy się przebić w okolice Rabsztyna i dalej na Torks, Jangrot. Marcin zaczyna coś marudzić, że się wracamy, że znów pod wiatr, że lepiej do Olkusza i na Pieskową. Jakoś jednak we dwójkę udaje się go spacyfikować i jedziemy dalej. Kończy się tak, że w końcu błądzimy ale dajemy już na czuja i w końcu docieramy do jakiejś główniejszej drogi.

Kilka razy już byłem w tej okolicy i znów na czują skręcamy w lewo licząc, że dolecimy do miejscowości Torks skąd już mam oblukane dwa warianty dalszej jazdy. Marcin znów burczy i warczy, że po co tyle kilometrów nadrabiamy, że było na Olkusz jechać itp...

Przed nami tablica z nazwą Torks. Znaczy się jesteśmy na właściwym szlaku. W planie była jazda w stronę Jangrotu ale już nie chcę drażnić Marcina i skręcamy w prawo w stronę Sułoszowej. Piękna dróżka przez pola. Naprawdę polecam jazdę tą drogą. Jest cudowna. Tak swoją drogą to pokazał nam ją Kubak na jakimś wyjeździe. Spory skrót na Kraków swoją droga i pozwalający uniknąć kilku podjazdów.

Wylatujemy przez Sułoszową. Lecimy na Pieskową Skałę, potem Ojców i przez Prądnik Korzkiewski. Jeszcze tylko łapię kapcia na terenowym fragmencie drogi i już pocinamy na Zielonki. No i w domu. Super było. W dwa dni udało się 290 km w sumie wykręcić. Nareszcie statystyki pójdę trochę w górę :)

  • DST 163.77km
  • Czas 05:53
  • VAVG 27.84km/h
  • HRmax 167 ( 92%)
  • HRavg 125 ( 69%)
  • Kalorie 6123kcal
  • Podjazdy 831m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 czerwca 2011 Kategoria Trening

Pagórki.

Jakoś niemrawo się zbierałem na dzisiejszą jazdę. No ale w końcu jakoś wyjechałem. Poleciałem w stronę Łapanowa, potem na Nowe Rybie. Coś tam zaczęło przez chwilę siąpić z nieba ale raczej delikatnie i na szczęście szybko przeszło.
Lubie tu jeździć, za Łapanowem robi się naprawdę ładnie, a przejazd przez Stare i Nowe Rybie rewelacja. Cudowne widoczki, wokół góry, super droga...mniam mniam...

Powrót też fajny, zaczęło nawet słoneczko wychodzić ale żeby nie było za fajnie to trzeba było zaczął walczyć z wiatrem. W sumie bardzo udany trening i wycieczka zarazem. Jutro pasuje stuknąć jakieś 150 :)
  • DST 126.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 28.42km/h
  • HRmax 172 ( 95%)
  • HRavg 126 ( 69%)
  • Podjazdy 936m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 czerwca 2011 Kategoria Trening

Taka se jazda.

W sumie to bez konkretnego celu dzisiaj. Jak wyjechałem to akurat zaczęło pokapywać. Zrobiłem 2 podjazdy pod Z00. Bez fajerwerków, 6:07. Drugi raz wyjechałem już lajtowo. Autobusów wycieczkowych od groma, co chwilę jakiś zasuwał do góry i smrodził spalinami. Jakoś nie miałem dzisiaj weny do jazdy więc wróciłem w chać :)
  • DST 30.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 18.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1200kcal
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 czerwca 2011 Kategoria Różne

Interesy - miasto

J.w.
  • DST 20.66km
  • Czas 01:09
  • VAVG 17.97km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 7 czerwca 2011 Kategoria Trening

Wolbrom

Miałem jechać z Waxmundem i Robinem. No ale chłopaki wpuścili mnie w maliny, w nocy zmieniła się godzina wyjazdu z 6:30 na 8:30 i wylądowałem w końcu sam. Ponieważ byłem prawie w Zielonkach to poleciałem na Skałę i jadąc kombinowałem gdzie dalej uderzyć. Stanęło na Wolbromiu. Odcinek do Skały pokonałem dosyć szybko ale jakoś tam muliło mnie okropnie. W Skale złapał mnie deszcz, który postanowiłem przeczekać. Zagryzając drożdżówką obserwowałem życie miejscowych pijaczków. W sumie to fajnie mają, stresu po nich nie widać, zadowoleni z życia.

Po kilkunastu minutach przestało padać i ruszyłem dalej. Odcinek Skała-Trzyciąż to rewelacja. Świetna nawierzchnia, piękne widoczki, pofałdowany teren, kręciło się super. Za Trzyciążem kicha, zerwany asfalt, roboty drogowe, wytrzepało mnie solidnie. Tak było aż do samego Wolbromia. Skręcam na Miechów. Znów zaczyna pokapywać ale tym razem nie decyduję się na postój. Jadę dalej. Pomiędzy Wolbromiem i Miechowem niekiedy spory ruch. Jeśli dodać do tego miejscami bardzo kiepską nawierzchnię to już oczywiste, że jakoś specjalnie fajnie tu nie jest. Sporo górek, nawet całkiem solidne podjazdy. Droga mokra, trochę cykam się na zjazdach bo asfalt sprawia wrażenie bardzo śliskiego, a moje oponki na mokrym nie trzymają ani trochę.

Na szczęście opady zanikają i droga szybko wysycha. W Miechowie już nie kombinowałem, trzeba było lecieć do domu. Główną drogą do Krakowa nie jedzie się jakoś specjalnie miło ale źle też nie jest. Auta śmigają non-stop, ale pobocze szerokie, no i profil drogi pasuje mi okropnie. Na trening super, zjazdy, podjazdy, na tyle krótkie, że jest gdzie dokręcić, jest gdzie wstać z siodełka i na sztywno dociągnąć do szczytu wzniesienia. Noga zaczęła mi się fajnie kręcić więc dosyć szybko dojechałem do Krakowa.

  • DST 106.96km
  • Czas 03:30
  • VAVG 30.56km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 165 ( 91%)
  • HRavg 130 ( 71%)
  • Kalorie 3870kcal
  • Podjazdy 579m
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 czerwca 2011 Kategoria Trening

Plaskato.

Wypad do Niepołomic.
  • DST 54.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 28.17km/h
  • Sprzęt Skocik samojad :)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2011 Kategoria Przejażdżka

Luzik.

Kibicowanie na Tour de UE :)
  • DST 15.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 18.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria Trening

Odwiedziny w Zawoi.

Oj ja zryty jestem konkretnie. Początek był luzacki ale od Harbutowic to rzeźnie totalna. Najpierw Hujówka, potem kawałek zjazdu i z Jachówki podjazd na Górę Makowską. W słońcu i upale, ścianka za ścianką, chyba bardziej dało popalić niż sama Hujówka. Potem zjazd do Makowa i do Grzechyni znów golgota za golgotą. Do Zawoji przyjechaliśmy już dosyć zmachani. Tam posiedzieliśmy chwilę, zjedliśmy po kebabie, obejrzeliśmy dekorację Macia i pogadali ze zjeżdżającymi właśnie na metę chłopakami. Zaczęło się zbierać na burzę i niestety nie mogliśmy czekać na gigowców Lukcia i Szbikera bo trzeba było uciekać. W Białce Pocio się odłączył i poleciał do Makowa na pociąg, a my z Dragiem uderzyliśmy w stronę Juszczyna.

Za Wieprzcem jeden naprawdę solidny podjazd i długi zjazd przez Tokarnię do Pcimia. W miarę upływu czasu Drag dostawał napadów przypływu energii i zasuwał jak dziki osioł. Apogeum miał na podjeździe w Krzyszkowicach za Myślenicami gdzie poleciał pod górę w takim tempie, że przez chwilę aż zgłupiałem. Zanim się pozbierałem był już kilka metrów z przodu i musiałem ostro dawać żeby go utrzymać. Na szczęście im wyżej tym pomału zaczęło go odcinać i w końcu udało się na szczyt wjechać na prowadzeniu

Do samego Krakowa szarpał mocno, ma gość zadatki na długodystansowca.
Mnie osobiście jechało się średnie. Najgorzej było rano, żebra mnie bolą, potłuczone mocno i mam problemy z oddychaniem. Jak wolno jadę to jako tako, ale gdy trzeba zacząć mocno pracować płucami to ból nie pozwala i robi się okropny dług tlenowy. Na szczęście w miarę upływu czasu jakoś to wszystko zaczęło się układać i udało się dosyć sprawnie przejechać całą trasę. Były plany żeby wjechać na trasę maratonu ale jednak przeliczyliśmy się z czasem. Poza tym błoto solidne było jak widziałem po zjeżdżających zawodnikach i jakoś żaden z nas nie miał za bardzo ochoty tam ruszać. Ale trening za to super!!!
No a Pocio w końcu też musiał jechać na rowerze gdyż okazało się pociąg dopiero wieczorem leci. Koniec końców doleciał sam do Krakowa.
Środa, 1 czerwca 2011 Kategoria Trening

Ałć...ałć...ałć!

Nie dawał mi spokoju ten zjazd. Odpaliłem dzisiaj startówkę i poleciałem na Zakrzówek. Na tym rowerku czuję się lepiej, mam go opanowanego, wiem jak się zachowa i czego się można po nim spodziewać. Na Zakrzówku zrobiłem najpierw kilka zjazdów rynną. Poszło bez problemów, nie było po co za długo tu siedzieć.

No to daję na drugi zjazd. Dzisiaj gorsze warunki, ziemia trochę wilgotna i bardziej ślisko. No nic, raz kozie śmierć. Pierwszy zjazd - jest ostro, trasa stromo opada, kamień, uskok, przednie koło opada niczym w przepaść, trzeba mocno za siodełko się wychylić, amorek ugina się mocno, kierownica usiłuje wyrwać się z rąk ale udaje się zapanować i jestem na dole.

Drugi zjazd nadal niepewnie. Nie ma się co oszukiwać. Ten zjazd robi na mnie wrażenie i zjeżdżam tam maksymalnie skupiony oraz mocno stremowany. Zjeżdżam drugi i trzeci raz. Każda próba wydaje się być tą pierwszą. Pomimo tego, że udało się już zjechać kilka razy nie mam wrażenia rozpracowania tego zjazdu.

W sumie robią go kilka razy i zbieram się do domu. Ale jakoś tak wyszło, że tuż przed odjazdem rzucam okiem na ściankę i postanawiam jeszcze raz zjechać. No nic, wszystko jak przedtem, tył za siodełko, mocne uderzenie przedniego koła, amorek ugina się solidnie. Kierownica znów szarpie. No i tym razem wyszarpała się.

Prawa ręka spada z chwytu, przód momentalnie zaczyna wariować i już wiem, że polecę. Bekło o ziemię, rower koziołkuje. Prawa ręka coś stłuczona, boli trochę, żebra też niezbyt zadowolone. Pomału się zbieram. Że tez mnie podkusiło jeszcze raz jechać. Kurna chata, niby nic mi nie jest ale czuję wszystkie kości. Boli prawy nadgarstek. Trudno jechać po nierównościach bo żeberka protestują mocno.

Zobaczymy co jutro będzie ale coś czuję po kościach, że maraton w Muszynie mam już załatwiony. Tak po prawdzie, to nie za bardzo miałem ochotę tam jechać, ale wobec powyższych wydarzeń to nawet dobre chęci nie wystarczą. No nic - zobaczę jak jutro się obudzę. Jeśli wstanę bez jęczenia to jeszcze będą szanse :)

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl