Informacje

  • Wszystkie kilometry: 98158.76 km
  • Km w terenie: 6788.47 km (6.92%)
  • Czas na rowerze: 202d 00h 10m
  • Prędkość średnia: 20.19 km/h
  • Suma w górę: 848319 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Furman.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:1176.73 km (w terenie 326.00 km; 27.70%)
Czas w ruchu:58:37
Średnia prędkość:20.08 km/h
Suma podjazdów:14798 m
Maks. tętno maksymalne:181 (99 %)
Maks. tętno średnie:155 (85 %)
Suma kalorii:55007 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:58.84 km i 2h 55m
Więcej statystyk
Środa, 14 lipca 2010 Kategoria Trening

Szosa po pagórkach.

Ujechałem się dzisiaj :) Wyjechałem po 16, w perspektywie reszta dnia wolne więc nie paprałem się w jakieś bliskie okolice Krakowa ale uderzyłem coś dalej. Zapędziłem się za Łapanów i dopiero w Nowym Rybiu zacząłem myśleć o powrocie. W założeniu miał być tlenik dzisiaj i początkowo tak było. Jednak w miarę jazdy na południe górki zaczęły się robić poważne i kilka razy musiałem mocno deptać pod górę. Potem musiałem gonić żeby zdążyć do domu przed zmrokiem. I tak z tego wyszła taka jazda tlenowo-siłowa. Trening bardzo fajny, tego mi było potrzeba. Super plenery, dobre i w miarę puste drogi, cudne widoczki na góry i równa, mocna i długa jazda bez szaleństw. Naprawdę udany dzień. Może by jutro replay zrobić :)
  • DST 125.15km
  • Czas 04:39
  • VAVG 26.91km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 168 ( 92%)
  • HRavg 129 ( 70%)
  • Kalorie 5127kcal
  • Podjazdy 923m
  • Sprzęt Kolarka - no name.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 lipca 2010 Kategoria Trening

Rozjazd.

Niby taki rozjazd wypadało by zobić wczoraj ale było tak gorąco, że koniem nawet by mnie nie zaciągnął na rower. Ale dzisiaj już mus był. Taka sobie jazda. Nie ma co pisać.
  • DST 44.13km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 18.91km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • HRmax 157 ( 86%)
  • HRavg 104 ( 57%)
  • Kalorie 1939kcal
  • Podjazdy 281m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 lipca 2010 Kategoria Zawody

Zła passa ?

Maraton w Tarnowie miał mi posłużyć jako solidny trening oraz sprawdzenie się w mocniejszej lidze. Chciałem pojechać na 100% i powalczyć o dobry wynik. Udało się zdobyć drugi sektor wobec czego start miałem komfortowy i od samego początku można było zaczął prawdziwe ściganie. Upał okropny. Noga nawet podawała, generalnie starałem się jechać mocno i równo co przynosiło dobre efekty gdyż sporadycznie ktoś mnie wyprzedzał, za to ja sporo wyprzedzałem. Trochę osłabłem na podjeździe pod Brzankę i uciekł mi Ciapek, którego się trzymałem od pewnego czasu. Zjazd z Brzanki bardzo ciekawy, wszystko żarło do momentu gdy na kawałku błota przedni Python wpadł w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Uderzyłem w coś kolanem, ból okropny, kilkadziesiąt sekund tracę na dojście do siebie. Jakoś przechodzi ale pojawia się inny problem. Skrzywiona przerzutka z tyłu odmawia współpracy. Łańcuch tańczy po koronkach na kasecie w sobie tylko znanym rytmie.

Noga nawet podaje ale opornie idzie ta jazda. Co chwilę szukam jakiegoś przełożenia, na którym dało by się jechać. Pomału przyzwyczajam się do takiej jazdy i zaczynam podkręcać tempo. Do mety około 7 km gdy na zakręcie czuję charakterystyczne pływanie tylnego koła. Nie ma wątpliwości - kapeć !

Szybka kalkulacja, już widać maszt przekaźnikowy na Górze Św. Marcin. Może dojadę. Pompuję i jadę dalej. Po kilku minutach kolejne pompowanie, słyszę uciekające powietrze. Co chwilę ktoś obok mnie przejeżdża, tracę tak ciężko wypracowane pozycje. Jedzie się bardzo ciężko, o ściganiu już nie mam mowy, o ile podjazdy jeszcze jako tako mogę deptać to zjazdy i płaskie fragmenty tracę ogromnie. Kolejne pompowanie, już tylko zjazd do mety. Tył zarzuca okropnie, pomalutku pokonuję ostatni zjazd i równie wolno toczę się do mety.

Pomimo tych przygód wynik nawet nie najgorszy. 36 pozycja w klasyfikacji open jak na mój gust to całkiem przyzwoity wynik.
  • DST 61.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 19.57km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 173 ( 95%)
  • HRavg 153 ( 84%)
  • Kalorie 3200kcal
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 lipca 2010 Kategoria Trening

Wycieczka.

Trzeba odpocząć. Zrobiłem sobie coś w rodzaju wycieczki. Myślałem o szosie ale taka pogoda, że aż żal asfaltować. Poleciałem w doinki. Totalny lajcik. Pojeździłem po chaszczach, buty zamoczyłem w strumyku, fajnie było. Pojutrze wprawdzie maraton i obawiam się, że mogę nie odzyskać pełnej świerzości ale traktuję ten start czysto treningowo.
  • DST 65.33km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 18.23km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 162 ( 89%)
  • HRavg 109 ( 59%)
  • Kalorie 3277kcal
  • Podjazdy 581m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 lipca 2010 Kategoria Trening

Kiepsko.

Inne plany miałem na dzisiaj ale wyszło jak wyszło. Zamiast długiego tlenu wylądowałem na podjazdach do ZOO. Już pierwszy podjazd pokazał, że nie jest to mój dzień. Już pal licho kiepski czas ale puls jakoś tak zmuliło mi na 140, że nijak wyżej nie chciał skoczyć. Jakoś tam pod szczytem doczołgałem się do 167 ale to nie było to co powinno. Kolejny podjazdy jeszcze gorzej wobec czego po pięciu rundach poleciałem do domu. Zupełnie noga nie podawała. Mam kilka wersji wytłumaczenia się.
Po Pruchniku zrobiłem na następny dzień 3 godzinny rozjazd po górzystym terenie. To mogło mnie załatwić. Niby dobrze się czułem ale być może za długo było i regeneracja została zaburzona. Druga wersja to po prostu kiepski dzień. Czasem jest tak, że noga nie podaje i nic na to nie poradzimy. Nie sądzę żebym tak nagle stracił dyspozycję bo przecież jeszcze w ubiegłym tygodniu robiłem życiówkę pod ZOO.

Natomiast muszę się przyznać, że zaczynam pomału odczuwać zmęczenie. Kilka startów już zaliczyłem, treningi cały czas dosyć długie i ciężkie i chyba już zaczynają mi wchodzić w nogi. Cóż - kiedyś dołek przyjdzie, nie da się cały sezon w szczycie formy jeździć. Oby to było jak najpóźniej i w miarę płytki ten dołek był :)
  • DST 45.82km
  • Czas 02:31
  • VAVG 18.21km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 167 ( 91%)
  • HRavg 109 ( 59%)
  • Kalorie 2291kcal
  • Podjazdy 717m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 lipca 2010 Kategoria Trening

Lubię pulchne i dojrzałe.

Ich skórka wystawiona na słoneczne promienie ma ciemny odcień i błyszczy w słońcu. Na początku trudno je znaleźć, ale gdy chwilę poszukamy to znajdziemy je ukryte w zielonym gąszczu. Z reguły jest ich całkiem sporo ale lubię wybierać właśnie te pulchne i dojrzałe. Są miękkie, soczyste i bardzo słodkie. Rozpływają się w ustach uwalniając soki ale trzeba uważać bo na pestkach można zęby połamać. Trudno je opuścić, już idziemy gdy rzut oka dostrzega jakąś cudną sztukę i ręka sama już po nią sięga. Potem kolejna..następna i tak płyną minuty. Palce już całe czerwone i klejące ale nadal tak trudno odejść...

Czereśnie.
  • DST 60.44km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 19.29km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 151 ( 82%)
  • HRavg 106 ( 58%)
  • Kalorie 2726kcal
  • Podjazdy 482m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 lipca 2010 Kategoria Trening

Rozjazd.

Śmiganie terenowo-asfaltowe po Pogórzu Ciężkowickim. Musiałem jakoś ukoić żal po maratonie w Pruchniku. Chyba się udało. Super jazda dzisiaj była. Cudowne plenery, fantastyczna pogoda, miodzio.
  • DST 50.41km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:13
  • VAVG 15.67km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 145 ( 79%)
  • HRavg 105 ( 57%)
  • Kalorie 2176kcal
  • Podjazdy 717m
  • Sprzęt Author Kinetic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 lipca 2010 Kategoria Zawody

Cyklokarpaty Pruchnik

Upał.

W lesie miejscami jeszcze jakieś resztki błota ale poza tym szybka i łatwa trasa. Myślę, że należy tegoroczny maraton w Pruchniku ocenić jako zdecydowanie łatwiejszy niż ubiegłoroczne. W moim przypadku zaczęło się bardzo dobrze, noga może nie podawała tak jak bym sobie tego życzył ale nie było źle. Jak zwykle w Pruchniku przymulił mnie podjazd zaraz za startem ale w miarę upływu czasu zacząłem się fajnie rozkręcać. Zaczęło się naprawdę dobrze jechać i pomału zyskiwałem pozycję. Trasa oznaczona tak rewelacyjnie, że myślałem sobie - beczkę piwa dla tego kto zbłądzi. No i właśnie. Zrobiłem jedno kółko, poleciałem na drugie, stoją dziewczyny i pokazują żeby skręcać w prawo. No to skręcam i po kilkunastu minutach zaczyna mi coś nie pasować. Jechałem inną trasą!
Zatrzymuję się na chwilę, coś tam pytam kogoś i chyba już wiem.
Dziewuchy skierowały mnie na mega. Akurat stały tak, że zasłaniały tabliczkę.
W sumie to lepiej gdyby ich nie było. No i dusza !!

Miałem w planie pojechać jakieś mega ale to trochę inna taktyka jest. Giga spokojnie sobię jadę, rozkręcam się pomału, a tutaj to raczej trzeba cały czas ostro ciąć. Koniec końców załapałem się na 3 miejsce w kategorii ale żal pozostał.
  • DST 57.27km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 18.38km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 171 ( 93%)
  • HRavg 155 ( 85%)
  • Kalorie 3236kcal
  • Podjazdy 1397m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 lipca 2010 Kategoria Przejażdżka

Rege.

Niezły dystans. Po bulwarach też trzeba się polansować. Zresztą taka jazda na luzie, noga za nogą, z predkością średnią około 14 km/h też ma sówj urok.
Co chwilę ktoś śmignie bokiem i tylko powiem wiatru za nim zostaje :)
Niech sobie jadą...ja mam czas...jest tak przyjemnie.....
Czwartek, 1 lipca 2010 Kategoria Trening

Jeśli nie teraz to kiedy ?

Kiedy to się miało stać ? Forma jest naprawdę dobra, sprzęt taki jaki powinien być do ścigania, zregenerowany po ostatnim wyścigu, samopoczucie naprawdę dobre, pogoda sprzyjała. Podjazd pod ZOO. Już wcześniej pisałem, że czuję się na siłach złamać magiczną dla mnie granicę 6 minut. Dzisiaj nadszedł dzień próby. Wszystko sprzyjało. Podjazd pod ZOO to dla mnie już taka rywalizacja samego siebie z sobą. Jeżdżę tam od kilku lat. Bywało różnie ale nie da się ukryć, że początki były trudne. Pamiętam, że dawno temu jechałem tam na swoim stalowym rumaku i byłem dumny, że tak szybko pokonuję ten podjazd. I wtedy przejechała obok mnie ekipa młodych kolarzy, wśród nich jedna kobitka. Wesoło rozmawiając i śmiejąc się do siebie odjechali do góry, a ja mogłem tylko obserwować jak znikają za serpentyną.

Potem zaczęły się maratony. Pierwszy start w Krakowie 2003. Masakryczna jak dla mnie trasa i ponad 8 godzin jazdy. Tego dnia dowiedziałem się w jakim miejscu się znajduję. Miałem ochotę na coś więcej. Pierwsze zabawy w trening wiosną 2004 roku i duma gdy udało się wjechać do góry poniżej 8 minut. Kolejne maratony w Kielcach, Krakowie i Poroninie i kolejne bolesne rozczarowania. W Kielcach zająłem 3 miejsce od końca na dystansie Giga. Tak nie może być. Trzeba z tym coś zrobić.

Zima 2004/2005 była tą pierwszą naprawdę solidnie przepracowaną, a sezon 2005 pierwszym naprawdę maratonowym. Zrobiłem generalkę u Golonki, przejechałem wraz z Pitem (wtedy był naprawdę mocny) szereg ciężkich, górskich maratonów. Karpacz, Złoty Stok, Kościelisko, Istebna. Tam w końcu pojawiły się przyzwoite wyniki. Pamiętam tuż przed maratonem w Krakowie zrobiłem sobie test pod ZOO. Wjechałem z czasem 7:45 i byłem naprawdę zadowolony. Wtedy rekord miałem kilkanaście sekund mniejszy ale ten czas uznałem za naprawdę dobry i z optymizmem jechałem na ten maraton.

Kolejny sezon 2006 czas ustabilizował się ona około 7 minutach. Cały sezon mocno przejeżdżony i znów solidnie przepracowana zima. Oprócz treningu zacząłem dbać o dietę dzięki czemu udało sie pozbyć kilku kilogramów. Efekt był od razu - pękła granica 7 minut, i to sporo. Coć co jeszcze niedawno wydawało się nierealne zaczęło się dziać. Zbliżałem się do magicznej granicy 6 minut. To było jak bariera dźwięki. Odbijałem się od niej wiele razy. Zbliżałem aby po chwili oddalić się nieco.

Zimą 2006/2007 trenowałem dużo i ciężko, coraz uważniej patrzyłem co jem. Nie chodziło nawet o samo zbicie wagi ale o to aby mieć czym napędzać te 75 kg. Wystartowałem w kilku regionalnych zawodach i okazało się, ża na tym poziomie jestem w stanie walczyć nawet o wygraną. Pierwsze zwyycięstwo, pierwsze puchary, nagrody. Było naprawdę miło i wydawało się, że zaczyna w końcu żreć. Wtedy przyszedł rok 2008 i załamanie formy. Początek był nawet niezły ale potem kłopoty ze zdrowiem. Jeszcze z rozpędu udało się wygrać maraton w Michałowicach ale to był już łabędzi śpiew. Wiedziałem, że nie jest dobrze - a potem było jeszcze gorzej.

Mozolne odbudowywanie formy zimą i sezon 2009 poszedł nawet nieźle. Półka z pucharami zaczęła robić się za mała. Nadal preferowałem regionalne starty, coraz mocniej wchodziłem w XC. Było naprawdę dobrze. Pod ZOO wyniki coraz mocniej zbliżały się do 6 minut ale zawsze brakowało tych kilku sekund.

I już mamy rok 2010. Trenowałem według własnego planu, bardzo ciężko i dużo. Forma przyszła jak nigdy. Musiałem z czymś trafić bo naprawdę kilka zawodów pojechałem jak natchniony. Do tego miałem sporo łatwiej gdyż jako 40-latek zmieniłem kategorię. I okazało się, że w M4 mogę rywalizować o wygrane nawet na całkiem mocno obsadzonych zawodach. Ale pod ZOO nadal brakowało te kilka sekund.

No i w końcu przyszedł ten dzień. Czwartek 1 - lipca. Zjadłem obiad, godzinka relaksu i wyciągnąłem swojego węglowego rumaka. Wyczyszczony, nasmarowany, chodzi jak zegarek. Ja wypoczęty po niedzielnym maratonie. Forma nadal dobra. Wiedziałem, że jeśli nie dzisiaj to już być może nigdy.

Po kostce poszedłem mocno ale nie w trupa. Tętno szybko wskoczyło mocno ponad 160. Stoper odpalony i odlicza kolejne sekudny. Koniec kostki, wrzucam blat i staram sie nabrać jak najszybciej prędkości żeby przelecieć kawałek płaskiego asfaltu. Przed serpentyną redukcja i blokada amorka. Czas lecie i wygląda dobrze ale bez wodotrysków. Serpentyna jest stroma i pokonuję ją na stojaka. Zaczyna mnie pomału przytykać, a tu juz minęła 4 minuta. Dalej jest zakręt w lewo i mulący podjazd. Czas leci, już 5 minut się wyświetla. Trzeba teraz dać ognia, gdy się wypłaszcza wrzucam blat i staję na pedały. Idę już w trupa, kawałek zjazdu i na oparach pokonuję już ostatnie metry. Nawet nie wiem ile mi wyszło, wciskam LAP i ledwo utrzymując się na rowerze jadę zygzakiem. Rzut oka na licznik - 5:58. Udało się !!!

To mój absolutny rekord. Ustanowiony w wieku 40 lat po 6 latach treningów. Granica 6 minut pękła. Czy będzie mnie stać żeby jeszcze kiedyś powtórzyć taki wynik ? Nie wiem, ale wiem, że pomału zaczynam się czuć spełniony w tym sporcie.
Może to śmieszne dla niektórych ale takie mam ambicje. Mistrzem świata nigdy bym nie został i nie zostanę ale to do czego udało się dojść naprawdę mnie cieszy.
Zawsze chciałem szybko i sprawnie poruszać się na rowerze górskim w trudnym terenie. Teraz mogę powiedzieć, ze potrafię to robić :)
  • DST 52.80km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 19.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 181 ( 99%)
  • HRavg 113 ( 62%)
  • Kalorie 2182kcal
  • Podjazdy 525m
  • Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl