Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2012
| Dystans całkowity: | 1922.50 km (w terenie 84.00 km; 4.37%) |
| Czas w ruchu: | 80:35 |
| Średnia prędkość: | 23.86 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 130.06 km/h |
| Suma podjazdów: | 19881 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 180 (99 %) |
| Maks. tętno średnie: | 161 (88 %) |
| Suma kalorii: | 47075 kcal |
| Liczba aktywności: | 26 |
| Średnio na aktywność: | 73.94 km i 3h 05m |
| Więcej statystyk | |
Niedziela, 5 sierpnia 2012
Kategoria Trening
Błażkowa - Kraków
Powrót do Krakowa poleciałem tradycyjną trasą przez Zakliczyn i Tymową. Mogłem sobie pozwolić bo czasu miałem zdecydowanie więcej niż w piątek. Dzisiaj też było burzowo ale temperatura taka, że ewentualny deszczyk to tylko przyjemność. Początek ciężki, do Szerzyn musiałem zmierzyć się z kilkoma krótkim ale stromymi podjazdami. Za Szerzynami już robi się w miarę płasko i można było podkręcić tempo. Jadąc przez Olszyny akurat trafiłem na mszę w kościele, wioska wyglądała jak wymarła. Ani jednego człowiek nie widziałem, tylko zaparkowane samochody świadczyły o obecności ludzi. Dosłownie wyglądało to jak na horrorach z Hollywood. Wymarła wiocha.
W Lubaszowej zaczęło kropić ale szybko przestało za to droga zrobiła się mokra. Musiało tu nieźle pucować jeszcze całkiem niedawno. Do Gromnika jechałem po mokrej nawierzchni, trochę chlapało ale bez tragedii. Z Gromnika do Zakliczyna przeleciałem moment, przejazd przez most na Dunajcu i tnę do Jurkowa. Tam skręcam na Brzesko, a po chwili w Tymowej odbijam na Wieliczkę. Tutaj robię sobie kilkuminutową przerwę. Wcinam banana, popijam wodą. Przede mną najcięższa cześć trasy. Już do samego Krakowa będę miał do czynienie z pagórkami. Najgorszy jest podjazd z Lipnicy do Muchówki, ciągnie się trochę, nie jest to jakaś golgota ale trzeba się namachać żeby wjechać do góry.
Od Muchówki jedzie mi się już bardziej swojską bo to tereny, do których docieram już w czasie swoich treningów. Droga z Muchówki przez Łapanów i Gdów gości mnie kilka razy w roku. Jedzie się fajnie, średnia cały czas idzie do góry. Sprawnie docieram do Gdowa gdzie robię kolejną przerwę, którą wykorzystuję na jakieś solidniejsze jedzenie w knajpie. Wiem co mnie czeka dalej. Nie lubię jeździć drogą Gdów-Wieliczka. Dosłownie wysysa ona ze mnie wszystkie siły. Cały czas góra-dół-góra. Ta droga jakby wywierała presję na jadącego żeby jechać szybciej. Zjazdy mocno się dokręca, podjazdy są na tyle krótkie, że zachęcają wręcz do pokonywania ich siłą rozpędu i na sztywnych przełożeniach.
Tego dnia jednak dobrze mi się tu jedzie, ze średnią zbliżam się do 30 km/h ale czuję, że będzie ciężko. Za bardzo zamarudziłem na początku, może jak bym bardziej docisnął to teraz była by szansa dojechać do trzydziestki. Szybko przejeżdżam Wieliczkę i przez Czarnochowice i osiedle Złocień docieram do domu.
Brakło 0,3 do 30km/h. Szkoda bo trójka z przodu fajnie wygląda. Ale źle nie jest, super udany weekend.
W Lubaszowej zaczęło kropić ale szybko przestało za to droga zrobiła się mokra. Musiało tu nieźle pucować jeszcze całkiem niedawno. Do Gromnika jechałem po mokrej nawierzchni, trochę chlapało ale bez tragedii. Z Gromnika do Zakliczyna przeleciałem moment, przejazd przez most na Dunajcu i tnę do Jurkowa. Tam skręcam na Brzesko, a po chwili w Tymowej odbijam na Wieliczkę. Tutaj robię sobie kilkuminutową przerwę. Wcinam banana, popijam wodą. Przede mną najcięższa cześć trasy. Już do samego Krakowa będę miał do czynienie z pagórkami. Najgorszy jest podjazd z Lipnicy do Muchówki, ciągnie się trochę, nie jest to jakaś golgota ale trzeba się namachać żeby wjechać do góry.
Od Muchówki jedzie mi się już bardziej swojską bo to tereny, do których docieram już w czasie swoich treningów. Droga z Muchówki przez Łapanów i Gdów gości mnie kilka razy w roku. Jedzie się fajnie, średnia cały czas idzie do góry. Sprawnie docieram do Gdowa gdzie robię kolejną przerwę, którą wykorzystuję na jakieś solidniejsze jedzenie w knajpie. Wiem co mnie czeka dalej. Nie lubię jeździć drogą Gdów-Wieliczka. Dosłownie wysysa ona ze mnie wszystkie siły. Cały czas góra-dół-góra. Ta droga jakby wywierała presję na jadącego żeby jechać szybciej. Zjazdy mocno się dokręca, podjazdy są na tyle krótkie, że zachęcają wręcz do pokonywania ich siłą rozpędu i na sztywnych przełożeniach.
Tego dnia jednak dobrze mi się tu jedzie, ze średnią zbliżam się do 30 km/h ale czuję, że będzie ciężko. Za bardzo zamarudziłem na początku, może jak bym bardziej docisnął to teraz była by szansa dojechać do trzydziestki. Szybko przejeżdżam Wieliczkę i przez Czarnochowice i osiedle Złocień docieram do domu.
Brakło 0,3 do 30km/h. Szkoda bo trójka z przodu fajnie wygląda. Ale źle nie jest, super udany weekend.
- DST 131.59km
- Czas 04:25
- VAVG 29.79km/h
- HRmax 166 ( 91%)
- HRavg 131 ( 72%)
- Kalorie 4951kcal
- Podjazdy 1057m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 sierpnia 2012
Afternoon Ride
-
- DST 156.31km
- Czas 05:10
- VAVG 30.25km/h
- VMAX 49.47km/h
- HRmax 169 ( 94%)
- HRavg 142 ( 79%)
- Kalorie 5074kcal
- Podjazdy 387m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 sierpnia 2012
Kategoria Trening
Do Błażkowej.
Weekend postanowiłem spędzić na wsi. Tak wyszło, że była okazja rowerem jechać z czego oczywiście chętnie skorzystałem. W sobotę nie było sensu jechać bo niewiele bym miał z tego weekendu więc wykombinowałem wyjazd w piątek. Planowałem wyjść wcześniej z pracy ale oczywiście plany planami, a życie życiem. Nie tylko nie wyszedłem wcześnie ale wręcz zarwałem pół godziny. A liczyła się każda minuta bo na wieś mam coś koło 130 km - jadąc główną drogą. A tej oczywiście zamierzałem unikać czego następstwem było zwiększenie dystansu. Wyjechałem o godzinie 16.
Odpuściłem trasę południową przez Tymową i Zakliczyn i poleciałem drogami wiodącymi po północnej stronie głównej drogi Kraków-Tarnów. Raz, że nigdy tędy nie jechałem i chciałem zobaczyć te okolice, a dwa, że jednak czas gonił i bałem się pakować w góry na trasie przez Tymową.
Wyjazd z Krakowa w kierunku Niepołomic pod kręcący we wszystkie strony wiatr. Przed Niepołomicami kawałek rozbebeszonej drogi. Dalej lecę na Wolę Batorską i pakuję się na leśną drogę do Mikluszowic. Tam w planie był przejazd przez Rabę kładką dla pieszych. Co pech to jednak pech. Kładka nie była remontowana przez 15 lat. Tak powiedziały panie, które spotkałem koło niej. Skoro nie była tak długo remontowana to prawdopodobieństwo, że teraz będzie w remoncie było znikome?
Ależ oczywiście, że nie. Zamknęli ją kilka dni wcześniej. Próbowałem jakoś przejść z rowerem ale nie było szans. Tym sposobem znalazłem się w czarnej d...
Na Uście Solne to kawał objazdu. Popytałem kobitek i poleciałem w stronę Proszówek gdzie rzekomo miała być inna kładka. I na szczęście była ale straciłem na tej całej zabawie ponad pół godziny.
Na szczęście w innych kwestiach fortuna mi sprzyjała. Pogoda tego dnia była burzowa ale jakoś tak się przemieszczałem, że albo było po burzy albo przed burzą. Tereny płaskie i szybko łykałem kolejne kilometry. Gdzieś tam natrafiłem na odcinek terenowej drogi ale na tyle dobrej, że przeleciałem dosyć sprawnie. Problem się zrobił z piciem bo niby okolice zaludnione ale jakoś tak bokami jechałem i sklepów nie za bardzo widziałem. Na szczęście trafiłem na jaką budkę i uzupełniłem zapasy picia. Jeść mi się nie chciało, całą trasę przejechałem na jednej drożdżówce i puszce coli.
Tymczasem czas leciał, zbliżałem się do Tarnowa. Pierwotnie miałem w planie całkowicie ominąć miasto i objechać go od północnej strony ale w miarę upływu czasu plan robił się coraz mniej wykonalny. W Żabnie podjąłem decyzję jazdy jednak przez Tarnów. Robiło się już ciemnawo, miałem lampki ale perspektywa jazdy po ciemku bocznymi drogami przez wsie pełne piratów drogowych nie wyglądała na zachęcającą.
Przeleciałem Tarnów i główną drogą przez Ładną doleciałem do Pogórskiej Woli gdzie skręciłem na Szynwałd. Niby fajnie się jechało główną drogą bo nawierzchnia super i pobocze szerokie ale jakoś mam awersję do takich dróg. Przez wsie kierowałem się do Pilzna, już prawie ciemno, okulary od dawna w kieszeni. Tutaj zacząłem odczuwać już wyraźne oznaki zmęczenie. Zdecydowanie spadł mi refleks i reakcja na bodźce wzrokowe. Odczułem to gdy nagle wyskoczył mi pod koło pies. Widziałem go wcześniej i zastanawiałem się czy właśnie nie wpadnie mi pod koła. Myślę, że gdybym był świeży to zareagował bym właściwie. A tymczasem skończyło się solidnym szlifem po asfalcie i oszołomieniem.
Podniosłem się ciężko i oceniam straty. Dreszcz przerażenia gdy przednie koło nie chce się kręcić. Na szczęście to tylko szczęki hamulcowe ustawiły się takiej pozycji. Skończyło się na otarciach na ręce i nodze oraz dziurze w spodenkach.
Nic - jadę dalej. Już w ciemnościach docieram do Pilzna. Znów zmieniam plany bo chciałem lecieć przez Jodłową ale bardzo dawno tamtędy nie jechałem i nie wiem w jakim stanie jest droga. Nie chcę ryzykować wpadnięcia w dziurę i kolejną glebą. Do Brzostku jadę więc główną drogą. Nie jest to przyjemne, droga wąska, auta śmigają, nie podoba mi się to ale nie mam za bardzo wyjścia. Jeszcze gorzej się robi gdy zaczyna błyskać i spadają pierwsze krople deszczu.
Ostatkiem sił dociskam mocniej i melduję się w Brzostku. Pić mi się chce okropnie ale jeszcze nie rozpadało się na dobre i wciąż wierzę, że uda mi się uniknąć mokrego tyłka. Z Brzostku jadą drogą wzdłuż Wisłoki w całkowitej ciemności. Całe szczęście, że doskonale znam tą drogę i wiem czego można się tu spodziewać. W domu jestem w chwili gdy Adrian Zieliński atakuje ciężar, który dał złoty medal na Olimpiadzie w Londynie. Potem jeszcze śledzę bój Tomasza Majewskiego w pchnięciu kulą, również zakończony złotym medalem. Dobry dzień polskich sportowców i dobry dzień dla mnie.
W niedzielę wracam, pojadę chyba przez Zakliczyn. Więcej czasu to można sobie pozwolić.
Odpuściłem trasę południową przez Tymową i Zakliczyn i poleciałem drogami wiodącymi po północnej stronie głównej drogi Kraków-Tarnów. Raz, że nigdy tędy nie jechałem i chciałem zobaczyć te okolice, a dwa, że jednak czas gonił i bałem się pakować w góry na trasie przez Tymową.
Wyjazd z Krakowa w kierunku Niepołomic pod kręcący we wszystkie strony wiatr. Przed Niepołomicami kawałek rozbebeszonej drogi. Dalej lecę na Wolę Batorską i pakuję się na leśną drogę do Mikluszowic. Tam w planie był przejazd przez Rabę kładką dla pieszych. Co pech to jednak pech. Kładka nie była remontowana przez 15 lat. Tak powiedziały panie, które spotkałem koło niej. Skoro nie była tak długo remontowana to prawdopodobieństwo, że teraz będzie w remoncie było znikome?
Ależ oczywiście, że nie. Zamknęli ją kilka dni wcześniej. Próbowałem jakoś przejść z rowerem ale nie było szans. Tym sposobem znalazłem się w czarnej d...
Na Uście Solne to kawał objazdu. Popytałem kobitek i poleciałem w stronę Proszówek gdzie rzekomo miała być inna kładka. I na szczęście była ale straciłem na tej całej zabawie ponad pół godziny.
Na szczęście w innych kwestiach fortuna mi sprzyjała. Pogoda tego dnia była burzowa ale jakoś tak się przemieszczałem, że albo było po burzy albo przed burzą. Tereny płaskie i szybko łykałem kolejne kilometry. Gdzieś tam natrafiłem na odcinek terenowej drogi ale na tyle dobrej, że przeleciałem dosyć sprawnie. Problem się zrobił z piciem bo niby okolice zaludnione ale jakoś tak bokami jechałem i sklepów nie za bardzo widziałem. Na szczęście trafiłem na jaką budkę i uzupełniłem zapasy picia. Jeść mi się nie chciało, całą trasę przejechałem na jednej drożdżówce i puszce coli.
Tymczasem czas leciał, zbliżałem się do Tarnowa. Pierwotnie miałem w planie całkowicie ominąć miasto i objechać go od północnej strony ale w miarę upływu czasu plan robił się coraz mniej wykonalny. W Żabnie podjąłem decyzję jazdy jednak przez Tarnów. Robiło się już ciemnawo, miałem lampki ale perspektywa jazdy po ciemku bocznymi drogami przez wsie pełne piratów drogowych nie wyglądała na zachęcającą.
Przeleciałem Tarnów i główną drogą przez Ładną doleciałem do Pogórskiej Woli gdzie skręciłem na Szynwałd. Niby fajnie się jechało główną drogą bo nawierzchnia super i pobocze szerokie ale jakoś mam awersję do takich dróg. Przez wsie kierowałem się do Pilzna, już prawie ciemno, okulary od dawna w kieszeni. Tutaj zacząłem odczuwać już wyraźne oznaki zmęczenie. Zdecydowanie spadł mi refleks i reakcja na bodźce wzrokowe. Odczułem to gdy nagle wyskoczył mi pod koło pies. Widziałem go wcześniej i zastanawiałem się czy właśnie nie wpadnie mi pod koła. Myślę, że gdybym był świeży to zareagował bym właściwie. A tymczasem skończyło się solidnym szlifem po asfalcie i oszołomieniem.
Podniosłem się ciężko i oceniam straty. Dreszcz przerażenia gdy przednie koło nie chce się kręcić. Na szczęście to tylko szczęki hamulcowe ustawiły się takiej pozycji. Skończyło się na otarciach na ręce i nodze oraz dziurze w spodenkach.
Nic - jadę dalej. Już w ciemnościach docieram do Pilzna. Znów zmieniam plany bo chciałem lecieć przez Jodłową ale bardzo dawno tamtędy nie jechałem i nie wiem w jakim stanie jest droga. Nie chcę ryzykować wpadnięcia w dziurę i kolejną glebą. Do Brzostku jadę więc główną drogą. Nie jest to przyjemne, droga wąska, auta śmigają, nie podoba mi się to ale nie mam za bardzo wyjścia. Jeszcze gorzej się robi gdy zaczyna błyskać i spadają pierwsze krople deszczu.
Ostatkiem sił dociskam mocniej i melduję się w Brzostku. Pić mi się chce okropnie ale jeszcze nie rozpadało się na dobre i wciąż wierzę, że uda mi się uniknąć mokrego tyłka. Z Brzostku jadą drogą wzdłuż Wisłoki w całkowitej ciemności. Całe szczęście, że doskonale znam tą drogę i wiem czego można się tu spodziewać. W domu jestem w chwili gdy Adrian Zieliński atakuje ciężar, który dał złoty medal na Olimpiadzie w Londynie. Potem jeszcze śledzę bój Tomasza Majewskiego w pchnięciu kulą, również zakończony złotym medalem. Dobry dzień polskich sportowców i dobry dzień dla mnie.
W niedzielę wracam, pojadę chyba przez Zakliczyn. Więcej czasu to można sobie pozwolić.
- DST 156.22km
- Teren 8.00km
- Czas 05:09
- VAVG 30.33km/h
- HRmax 170 ( 93%)
- HRavg 137 ( 75%)
- Kalorie 6314kcal
- Podjazdy 311m
- Sprzęt Skocik samojad :)
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 sierpnia 2012
Kategoria Trening
Nie chce mi się jeździć.
No właśnie. Niby mało wyjeżdżony jestem w tym roku ale nie chce mi się jeździć tak jak co roku o tej porze. A może nawet jeszcze bardziej?
Dzisiaj tylko pod ZOO udało mi się dojechać, klapnąłem na ławkę i po kilku minutach stwierdziłem, że dalej nie jadę. Bo mi się nie chce.
Jakieś góry bym pojechał ale na razie się nie kroi. Może jak skończę składać wielki koła to coś mnie ruszy. W sumie już tylko pierdół brakuje, ale jeszcze nie nadaje się do jazdy.
Dzisiaj tylko pod ZOO udało mi się dojechać, klapnąłem na ławkę i po kilku minutach stwierdziłem, że dalej nie jadę. Bo mi się nie chce.
Jakieś góry bym pojechał ale na razie się nie kroi. Może jak skończę składać wielki koła to coś mnie ruszy. W sumie już tylko pierdół brakuje, ale jeszcze nie nadaje się do jazdy.
- DST 26.60km
- Czas 01:32
- VAVG 17.35km/h
- HRmax 149 ( 82%)
- HRavg 93 ( 51%)
- Podjazdy 295m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 sierpnia 2012
Morning Workout
Środa, 1 sierpnia 2012
Kategoria Trening
Taka sobie jazda.
Kiszkowato ten tydzień się zaczął. W poniedziałek z założenia bez śmigania. Wczoraj zasiedziałem się w robocie, jak wróciłem to już na nic ochoty nie miałem. Dzisiaj też późno wyszedłem i tak na siłę się wyrwałem na chwilę. I dobrze bo super się jechało. Wieczorkiem już chłodniej, warunki do jazdy the best.
- DST 36.19km
- Czas 01:49
- VAVG 19.92km/h
- HRmax 173 ( 95%)
- HRavg 106 ( 58%)
- Podjazdy 243m
- Sprzęt Składak na ramie Ghost Lector.
- Aktywność Jazda na rowerze






